Taniec wyzwala w nas radość i odwagę
6 listopada 2019
Jesteś prekursorką terapii tańcem i ruchem w Polsce. To może brzmieć egzotycznie, ale jest bardzo ciekawe. Tym bardziej, że kiedyś studiowałaś ekonomię. Jak trafiłaś na tę metodę?
Nowy wymiar tańca odkryłam na warsztatach Tańców w Kręgu, które tłumaczyłam. Współprowadził je Richard Bryant Jefferies – psychoterapeuta, który wyjaśniał nam głębszy sens wykonywanych kroków. To połączenie ruchu z refleksją było dla mnie niezwykłym odkryciem. Tańczyliśmy tańce z różnych kultur, to było jak podróż dookoła świata – tańce ujawniały tak wiele o różnych kulturach, sposobach myślenia, bycia.. No i ta bliskość, wspólnota, która się dzięki nim tworzyła. Urzekły mnie do tego stopnia, że chcąc tańczyć je regularnie, założyłam grupę. Nie było wtedy jeszcze polskich nauczycieli Tańców w Kręgu, nie było innej możliwości. Grupa w kilka miesięcy się rozrosła, a jedna z uczestniczek, terapeutka, zaprosiła mnie do Instytutu Psychiatrii i Neurologii, z krótkim warsztatem dla pacjentów. Jeszcze tego samego dnia zaproponowano mi tam pracę. Byłam zupełnie zaskoczona, zwłaszcza że skończyłam właśnie dwa fakultety ekonomiczne.
To rzeczywiście rewolucja w życiu, całkowita zmiana kierunku.. Długo się zastanawiałaś?
To była chyba najszybciej podjęta decyzja w moim życiu – choć wtedy wydawała się irracjonalna i spotkała się z krytyką rodziny i przyjaciół. Ja jednak bardzo mocno poczułam, że to jest to – praca, która ma dla mnie sens, w którą mogę zaangażować się sercem, całą sobą. Od dłuższego czasu zastanawiałam się co zrobić po skończeniu studiów, szukałam swojej drogi, byłam sfrustrowana tym, że nie mogę jej znaleźć.. Uznałam że to, że wszystkie drzwi wydają się przede mną otwierać, zapraszać do pójścia w tym kierunku – to nie przypadek. Czułam że to odpowiedź na moje poszukiwania. Dopiero po podjęciu pracy odkryłam, że terapia tańcem i ruchem bazuje na ruchu improwizowanym. I że są studia magisterskie o takim kierunku – od tej pory dążyłam do tego, by je skończyć. Udało się blisko 10 lat później – w międzyczasie sprowadzałam do Polski nauczycieli z Wielkiej Brytanii, założyłam wraz z kolegami 4-letnie szkolenie z psychoterapii tańcem i ruchem, odbyłam też szkolenie z psychoterapii werbalnej. I tak w zawodzie ekonomisty zdążyłam popracować dwa lata, a jako terapeuta tańcem i psychoterapeuta pracuję już 22. Nigdy nie żałowałam tej decyzji :)
Co jest ważne, by móc realizować siebie?
Nastawienie :) Mnie bardzo pomogły doświadczenia ze studiów MBA. Był to pierwszy taki program w Polsce, same studia były bardzo ciekawe. Niemal codziennie przedstawiano nam przypadki, z którymi borykały się rządy państw lub duże przedsiębiorstwa – problemy, które wydawały się nie do rozwiązania. Głowiliśmy się nad nimi w małych grupach, czasem przez pół nocy. Wyszłam z tych studiów z przekonaniem, że zawsze znajdzie się rozwiązanie. O ile, rzecz jasna, poświęci się wystarczająco dużo czasu i uwagi.. Takie przekonanie sprzyja w wielu dziedzinach. Korzystam z niego także w pracy terapeuty, nie poddaję się więc łatwo.
A jaką rolę w procesie dokonywania zmian odgrywa taniec?
Rozumiany szeroko – jako ekspresyjny, płynący z wnętrza ruch może być bardzo pomocny w nauce słuchania siebie i w dochodzeniu do tego, czego potrzebujemy. Kiedy nie próbujemy znaleźć rozwiązania wyłącznie „zachodząc w głowę”, gdy sięgamy do zasobów pamięci ciała, jego mądrości – angażujemy obie półkule i docieramy do nowych, twórczych obszarów w sobie. Taniec sprzyja też osiąganiu pewnego rodzaju rozluźnienia, przepływu, tzw. flow. Tym co utrudnia bowiem dokonywanie zmian jest napięcie, kurczowe trzymanie się danej myśli i lęk przed tym, że się nie uda. Taniec daje też możliwość wyrażenia i uwolnienia trzymanych w ciele emocji i zwiększa witalność, która sprzyja zmianom na lepsze. Uzmysławia nam, że mamy wpływ na swoje ciało i jego ekspresję, a przyjmowana postawa, oddech i ruch wpływają na stan naszego umysłu.
Teraz tańcząc pracujesz. Proszę opowiedz, czym jest psychoterapia tańcem i ruchem i tańce w kręgu
To dwie bardzo różne historie :) Psychoterapia tańcem i ruchem wywodzi się z połączenia idei tańca współczesnego z myślą psychoterapeutyczną. W zależności od tego, z kim pracujemy może bardzo różnie wyglądać i wcale nie przypominać tańca. Nie ma tu nauki kroków – bazujemy na ruchu improwizowanym, który jest dużo lepszą metaforą życia. Terapię tańcem i ruchem początkowo stosowano głównie w pracy z osobami, które nie porozumiewają się swobodnie, czyli z tymi, z którymi terapia werbalna nie była możliwa. Taniec jest bowiem uniwersalnym językiem, którym można się porozumiewać z innymi. Dzisiaj bardziej docenia się znaczenie zaangażowania ciała i ruchu w proces terapii, szczególnie to, jak bardzo to może pomóc osobom po traumie. Często trafiają do mnie pacjenci, którzy korzystali z terapii werbalnej, doceniają jej znaczenie, ale zauważają, że pomimo większej świadomości jaką zyskali, w niektórych sferach, np. w sferze seksualnej ciało dalej reaguje tak samo. I chcą to zmienić.
A tańce w kręgu?
Przez wiele lat wydawały mi się być na drugim biegunie w stosunku do terapii tańcem i ruchem, dopiero później udało mi się znaleźć połączenie między nimi. Tym, co najbardziej w nich cenię jest ich ogromna różnorodność. Są wśród nich tańce z różnych zakątków świata, zarówno tradycyjne, stare, jak i współczesne choreografie. W zasadzie można odnaleźć wśród nich taniec na każdy temat i poznawać poprzez nie siebie – które są mi bliskie, łatwe, przyjemne? Które stanowią wyzwanie? Ja szczególnie cenię te tańce, które są proste i nie wymagają by 100% uwagi skupiać na krokach. Dają miejsce na poczucie ich, na głębsze doświadczenie, na refleksję. Drugą ogromną ich wartością jest poczucie wspólnoty, bliskości z innymi, której można w nich doświadczyć. To coś, czego nam często dzisiaj brakuje, za czym wiele z nas tęskni.
Miałam przyjemność uczestniczyć w Twoich warsztatach. Obserwowałam, jak zarówno tańce w kręgu, jak i rozwojowe zajęcia ruchowe wyzwalają w kobietach pokłady energii, twórczości, przywracają im radość i poczucie więzi z innymi kobietami. W czym tkwi twoim zdaniem tajemnica takich zajęć?
Wiesz, myślę, że taka jest nasza prawdziwa natura. A taniec ją nam po prostu przywraca. Na warsztatach jest też miejsce na rozmowę, dzielenie się wrażeniami. Na wsłuchanie się w siebie. Na bliskość, jaką daje wspólny z innymi ruch. Główną zasadą, którą proponuję, poza poufnością, jest bycie wierną sobie – nie robienie niczego wbrew sobie. Nie musimy wszyscy być w takim samym ruchu. Czy w tych samych emocjach. Jest miejsce na otwieranie się i na zamykanie, na mówienie i na milczenie, przestrzeń na akceptację tego, z czym właśnie jesteśmy. Cenię sobie różnorodność w grupie :) I mam do grupy duże zaufanie.
Komu szczególnie poleciłabyś zajęcia taneczno-rozwojowe?
Warsztaty polecam wszystkim, którzy są ciekawi wielowymiarowości tańca i możliwości, jakie niesie. Tym, którzy chcą się zainspirować lub coś zmienić w swoim życiu. Czy to nauczyć się lepiej radzić sobie z emocjami, czy polubić siebie, poprawić relacje z innymi, uzyskać wgląd w jakąś sytuację.. Doświadczenie tego rodzaju ruchu jest naprawdę dobrym sposobem na to, by poznać siebie, swoje potrzeby a także by wypróbować inne kroki czy kierunki na swojej drodze.. Ruch jest świetną metaforą naszego sposobu bycia w świecie, a jego świadoma zmiana przekłada się na doświadczenie.
Co w Tobie zmienił taniec?
Chyba pierwszą rzeczą, z którą mierzyłam się w tańcu była nieśmiałość. W greckich tańcach, w których trzeba było wypiąć pierś, tupnąć, krzyknąć głośno „opa!” czułam się obco, nienaturalnie. Z czasem taniec ten skontaktował mnie z częścią siebie, która potrafi postawić na swoim, wydobyć głos, która jest odważna. Przez jakiś czas wzmacniałam ją jeszcze tańcząc flamenco. Dalsze zmiany zawdzięczam bardziej metodzie Ruchu Autentycznego. To rodzaj medytacji uważności w ruchu, która rozwija świadomość siebie, a także dotyka dwóch ważnych tematów – bycia widzianym i sposobu, w jaki sami patrzymy. Dzięki tej metodzie nauczyłam się, że można patrzeć na siebie i na innych z większą uważnością, ciekawością, bez oceniania. Pomaga mi to lepiej radzić sobie z wewnętrznym krytykiem i bardziej przyjaźnie patrzeć na świat. Stosuję ją także do podejmowania decyzji, co prawie całkiem wyleczyło mnie z bycia osobą niezdecydowaną :)
Jest jeszcze jedna funkcja tańca – niesamowicie kontaktuje nas z naszą kobiecą naturą, pomaga wydobyć piękno kobiecości w każdym wieku. Ruch sprawia, że zmarszczki, siwe włosy, sylwetka przestają mieć znaczenie. Zostaje piękna tancerka i jej ruch. Na pewno nieraz mogłaś to zaobserwować na swoich zajęciach?
Za każdym razem to widzę :) I to powoduje, że tak kocham swoją pracę – tym co najbardziej mnie cieszy, dodaje mi energii jest właśnie zachwyt. Masz pojęcie, ile piękna, autentyczności doświadczam na swoich warsztatach? To piękno, które płynie z wnętrza, jest szczere, prawdziwe, niewiele ma wspólnego z wystudiowanym, wyuczonym ruchem..
Mówi się, że jedyną stałą rzeczą w naszym życiu jest zmiana. Wiem, że Ty też zmieniałaś swoje życie i ciągle je zmieniasz. Proszę opowiedz, jak „tańczysz” ze zmianą jako dojrzała kobieta?
Z wiekiem coraz bardziej sobie ufam i uczę się dbać o siebie, co wymaga także odpuszczania. Nie tak dawno podjęłam trudną dla mnie decyzję o odejściu ze szkoły psychoterapii tańcem i ruchem, którą współtworzyłam przez 15 lat. Włożyłam w to miejsce wiele pracy i serca, coraz trudniej było mi jednak godzić moją rolę w niej z rolą rodzinną, czułam się coraz bardziej przeciążona. Przez te lata nauczyłam się słuchać ciała, a ciało mówiło stop. Ważne było dla mnie, że szkolenie zostaje w rękach osób doświadczonych, kompetentnych, mogłam więc odejść, nie martwiąc się o to, że ucierpi na tym szkoła czy studenci. Po raz kolejny w życiu zostawiłam miejsce, które uważałam za docelowe, zauważając, że to była przystań, z której czas odpłynąć, pójść dalej. Teraz już chyba nie szukam ostatecznego portu, przynajmniej zawodowo.. Jestem bardziej świadoma tymczasowości, rozwojowych aspektów zmian, a ciało traktuję jako kompas, który pomaga mi odkryć dalszą drogę. Nauczyłam się mieć zaufanie do tego, co mi podpowiada. Myślę, że zmienił się też mój stosunek do trudnych doświadczeń. Nauczyłam się doszukiwać się w nich sensu, czegoś dobrego i skupiać się na tym, co sprawia, że dużo rzadziej teraz wchodzę w rolę ofiary. A jeśli już wpadam w ten kanał, szybko to zauważam i podejmuję kroki by z niego wyjść :)
Niedawno na blogu pisałam o porannych rytuałach, o tym, jak są ważne w naszym życiu. Czy masz jakieś swoje rytuały, które dobrze nastrajają Cię do dnia i rozwijają duchowo?
W pierwszych minutach po wstaniu wypowiadam ulubioną intencję „Niech każdy, kto mnie dzisiaj zobaczy, usłyszy lub pomyśli o mnie, doświadcza samych dobrodziejstw i szczęścia.” Przypomina mi ona o tym, co chcę wnosić w ten dzień, w relacje ze światem. A jak już wyjdą domownicy, zanim zacznę pracę staram się poświęcić pół godziny sobie – zwykle jest to czas na medytację. Czasem praktykuję Ruch Autentyczny. A czasem, zwykle wtedy, kiedy mam bardzo wiele myśli i trudniej mi się wyciszyć sięgam po długopis i piszę to, co przyjdzie mi na myśl, bez cenzurowania. Jak już przeleję te wszystkie myśli na papier, mogę doświadczyć prawdziwej ciszy.. Rozpoczynanie dnia od kontaktu z duchowym aspektem siebie naprawdę wiele zmienia.
Dziękuję za rozmowę!
Zuzanna Pędzich – www.przystanruchu.pl – certyfikowana psychoterapeutka i superwizor DMT, autorka warsztatów DMT oraz Ruchu Autentycznego.
Zdjęcia – Magda Magdalena Trebert – www.trebert.pl
Podziel się!
3 Komentarze18 Minuty
Masaż Lomi-Lomi zmienił moje życie i sprawił, że poczułam się szczęśliwa
7 maja 2019
zdjęcie: Magda Magdalena Trebert
Marysia odnalazła swoją drogę i robi to, co kocha. Pięknie opowiada o tym, jak masaż Lomi-Lomi nauczył ją prawdziwej miłości do siebie.
Poznałam Marysię oczywiście na masażu. Ujęła mnie swoją historią i tym, w jaki sposób podchodzi do swojej pracy. I choć jest ode mnie dużo młodsza, zainspirowała mnie i pokazała jak można dojrzale iść swoją drogą, wybierając to, co służy naszemu szczęściu i spełnieniu.
Jesteś masażystką Lomi Lomi. Wiem, że to twój wymarzony zawód, ale żeby go wykonywać, musiałaś pożegnać swoje stare życie
Tak, zanim zostałam masażystką pracowałam w domu dziecka jako wychowawczyni. Lubiłam moją pracę, ale coraz częściej czułam, że nie radzę sobie z obciążeniem jakiego doświadczałam. Była to praca trudna i było jej za dużo. Kiedyś, żeby się zrelaksować poszłam na masaż Lomi Lomi do masażysty, który został później moim nauczycielem. Byłam zachwycona efektami. Czułam się wspaniale, odprężona, zaopiekowana, przyjęta i piękna. Zaczęłam interesować się Lomi Lomi, masować amatorsko bliskie osoby. Następnie skończyłam kurs i dosyć szybko zostawiłam pracę na etacie by zająć się tylko masażem. Kiedy zaczęłam chodzić na masaż, byłam w trakcie psychoterapii. To było trudne doświadczenie odkrywania siebie i swojej prawdy. Masaż przynosił mi dużą ulgę, tak naprawdę dopiero wtedy nauczyłam się dbać o siebie.
Jeśli chodzi o lęk przed zmianą ścieżki zawodowej, oczywiście on był. Ja go dosyć długo oswajałam, bo nie od razu mówiłam na głos, że chcę zmienić pracę. Często po cichu marzyłam o tym, że to się uda. Potem powiedziałam bliskim osobom, że chcę zmienić pracę. Dostałam duże wsparcie od rodziny i przyjaciół, które umiałam przyjąć, i kiedy go potrzebowałam umiałam poprosić. Radzenie sobie z lękiem to też realne robienie, wykonywanie drobnych kroków ku zmianie.
Dlaczego masaż i dlaczego Lomi-Lomi?
Lomi Lomi jest masażem relaksacyjnym, wykonywanym dłońmi i przedramionami z olejkiem. Jest w nim sporo terapeutycznej pracy na mięśniach czy stawach, którą wykonuję w taki sposób, żeby dawała odprężenie. Ból w tym masażu może się pojawić, ale nie powinien on być dominujący czy nie do zniesienia. Sam masaż jest bardzo przyjemny, może przypominać unoszenie się na fali. Co nie jest dziwne, bo pochodzi z Hawajów, gdzie w robieniu tego masażu inspirowano się naturą. Moim zadaniem jako masażystki jest podążać za ciałem i potrzebami klientki/klientów, kierować się tym co czuję pod dłońmi. Na co dzień doświadczamy stresu, trudnych emocji, one zapisują się w ciele. Jeśli na bieżąco ich nie rozładowujemy ciało zaczyna nas boleć i coraz gorzej funkcjonujemy fizycznie i psychicznie. Masaż odblokowuje napięte ciało i przez to uwalnia emocje. Może się zdarzyć, że jeśli tłumiliśmy jakieś emocje to odpowiedni dotyk sprawi, że zaczniemy ich doświadczać i je uwalniać. Ja zachęcam też do pracy z intencją. Ponieważ masaż kontaktuje nas ze sobą, z swoimi uczuciami, z naszym wewnętrznym światem. Łatwiej nam odpowiedzieć sobie na pytanie czego tak naprawdę pragniemy. Dla mnie czuć oznacza żyć, a uczucia idą z ciała. Pamiętajmy też, że nasze zasoby są wyczerpywalne, i że musimy się regenerować, żeby prawidłowo funkcjonować, dotyczy to szczególnie nas kobiet.
Zdjęcia: Kinga Wojciechowska
Co pomogło ci w realizacji twoich marzeń?
Ja wierzę w intencje. Z samą intencją pracuję, odkąd zaczęłam zajmować się masażem, wcześniej była to dla mnie jakaś abstrakcja (śmiech). Przez intencję rozumiem pragnienie, marzenie, plan, tęsknotę. Wierzę, że intencje zawsze się spełniają o ile pragniemy ich tak bardzo, że serce nam bije na samą myśl o nich. To mnie napędza do działania. Natomiast zmiana to robienie, praca i wykonywanie drobnych kroków każdego dnia, nawet kiedy czasami się nie chce.
Mówiłaś też o pracy z negatywnymi przekonaniami…
Tak, to była też praca z przekonaniami, które zmieniłam. Na przykład – na pasji nie da się zarobić, trzeba harować jak wół, żeby się udało itp. Oczywiście czasami pracuję więcej, a czasami mniej, ale zawsze mam na uwadze, że jeśli będę pracować za dużo, to wpłynie to na jakość masażu.
Dla mnie ważne jest to, że bardzo wierzę w działanie tego masażu, kiedy masuję jestem totalnie skupiona i moje klientki po prostu to czują. Wiele okazji do realizacji naszych marzeń same do nas przychodzą, naszym zadaniem jest umieć z nich skorzystać i przyjąć tą szansę czy pomoc. Na Hawajach mówi się na to Makia, czyli energia podąża za uwagą. Nauczyłam się też o pomoc prosić, przecież na początku słysząc od klientki, że jest zadowolona prosiłam ją o polecenie. Dawałam dwie wizytówki, jedna dla klientki, druga dla przyjaciółki :).
Przychodzą do Ciebie na masaż różne kobiety, w różnych momentach życia. Jakie jest twoje doświadczenie – co daje masaż nam kobietom. Kiedy najbardziej go potrzebujemy?
Musimy pamiętać, że różnimy się od mężczyzn, a kultura w jakiej żyjemy jakby nie brała tego pod uwagę. My kobiety jesteśmy cykliczne. Oznacza to, że w trakcie cyklu miesięcznego czy życiowego, nasza gospodarka hormonalna ulega zmianom. W zależności od cyklu możemy mieć mniej lub więcej energii. Przechodzimy też różne etapy w życiu, związane z naszym ciałem i emocjami – takie jak dojrzewanie, ciąża, poród, menopauza. Doświadczanie tego wymaga przecież energii. Do tego większość kobiet nie tylko pracuje zawodowo 40 godzin w tygodniu (a czasami i więcej), ale pracuje też na drugi etat w domu, opiekując się dziećmi i wykonując obowiązki domowe. Jesteśmy wychowane w kulturze „najpierw inni potem ja”, zaniedbując nie tylko nasze emocjonalne potrzeby, ale też nawet fizjologiczne. U samej siebie zauważyłam, że jak się zaniedbam w ciągu miesiąca, to gorzej przechodzę PMS i miesiączkę. Skądś musimy brać siły na pracę, na opiekę nad dziećmi, jeśli je mamy. Potrzebujemy na bieżąco regenerować nasze zasoby.
Masaż się sprawdza, kiedy dopada nas duże zmęczenie, kiedy od stresu mamy napięte ramiona, kiedy zaniedbamy swoje potrzeby. Najlepiej oczywiście jak najrzadziej dopuszczać do takiej sytuacji. Polecam też przyjść, kiedy doświadczamy wyzwań, trudności, kłopotów, kiedy chcemy coś zmienić.
Ja też chodzę często na masaż dla samej przyjemności. Czuję, że przyciągam w ten sposób obfitość do mojego życia, bo doświadczam, że zasługuję na wszystko co najlepsze.
Zdjęcia: Magda Magdalena Trebert
Gdzieś przeczytałam, że dla kobiety dojrzałej masaż to nie luksus, tylko obowiązek. Nasze organizmy dużo bardziej potrzebują spokoju, ukojenia i dobroczynnego wpływu dotyku.
Na pewno kobieta dojrzała może mieć większe czy inne potrzeby jeśli chodzi o pracę z ciałem i z emocjami. W latach poprzedzających menopauzę i w trakcie menopauzy spada produkcja estrogenu i progesteronu. W mózgu estrogeny wchodzą w reakcję m. in. z neuroprzekaźnikami, takimi jak serotonina i dopamina, które mają wpływ na nasz nastrój i chęć do działania. Sam czas menopauzy ze wszystkimi objawami może być dla kobiety trudny i uciążliwy. Masaż może ulżyć w tym procesie, może pomóc też zaakceptować zmieniające się ciało.
Choć na masaż kobieta przychodzi sama to, Lomi Lomi może jej pomóc w odbudowaniu relacji z partnerem, jeśli ta relacja została zaniedbana. Masaż sprawia, że naprawdę zaczynamy czuć się piękne i zadbane. Każdy z nas potrzebuje dotyku, to jest naturalna potrzeba. Jeśli nie mamy jak jej zaspokoić, to nie widzę powodu, dla którego nie można by było pójść na masaż.
A co byś powiedziała tym kobietom, które się wstydzą albo czują się skrępowane dotykiem obcej osoby?
Masaż Lomi Lomi wykonuję w atmosferze akceptacji i miłości, można przeczytać o nim np. że jest masażem „kochających rąk”. Kultura nam oczywiście wpaja, że piękne są płaskie brzuchy, brak cellulitu i duże piersi. Ja tego nie kupuję. Przychodzą do mnie tak różne kobiety, niskie, wysokie, chudsze i grubsze, z bliznami, z rozstępami, z włosami na ciele i bez. To jak wygląda osoba, która do mnie przychodzi nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Całą sesję prowadzę w taki sposób, żeby kobieta czuła się komfortowo i bezpiecznie. Mogę na prośbę klientki oczywiście nie masować niektórych części ciała, mogę nawet wykonywać masaż przez ubranie, jeśli jest taka potrzeba.
Czy masz jakiś sposób na automasaż, gdy nie mamy możliwości pójść do masażystki?
Oczywiście, że tak :). Kiedy rano lub wieczorem smarujesz się kremem czy balsamem rób to z czułością i uważnością. Ja lubię wysmarować się błotem z morza martwego, następnie powoli go spłukuję i wyobrażam sobie, że zmywam z siebie różne stresy i „śmieci” dnia codziennego. Potem cała smaruję się przed lustrem i powtarzam sobie jaka jestem piękna i seksowana (śmiech). Możemy poprosić też o masaż bliską osobę, partnera/partnerkę czy przyjaciela/przyjaciółkę. Róbmy to intuicyjnie, z uczuciem miłości i szacunku, a zapewniam, że taki masaż, nawet jeśli nie będzie profesjonalny, może okazać się balsamem dla ciała i duszy. Masujmy dzieci przytulając je i w zabawie, dzieci mają dużą łatwość w przyjmowaniu dotyku i radzeniu sobie z napięciami w ciele. Możemy się wiele od nich nauczyć w tym temacie.
A jak Ty się regenerujesz? W jaki sposób dbasz o siebie?
Wspaniałe pytanie, szczególnie, że jeszcze kilka lat temu byłam bardzo zaniedbaną kobietą. Dbam o swoje nastawienie na bieżąco, rano się budzę od razu myślę o intencji, zwykle pragnę być spokojna i mieć spokojny dzień. Znam siebie i wiem, że jak jestem spokojna to wszystko się dobrze układa. Potem przyglądam się cała w lustrze i mówię sobie, że jestem seksi laską, serio, robię to każdego dnia :). Na bieżąco dbam o swoje potrzeby emocjonalne, potrafię odmówić, kiedy czegoś nie chcę, potrafię poprosić o pomoc, kiedy jej potrzebuję. Umiem wyrażać swoje uczucia. Nie jem mięsa od wielu lat, bo czuję, że mi nie służy. Wysypiam się, ćwiczę jogę, bo pracuję fizycznie i potrzebuję mieć sprawne ciało. Często leżę w wannie, zdarza mi się to też w ciągu dnia. Raz na jakiś czas, kiedy czuję duże zmęczenie robię sobie tzn. „dzień mocy” (nazwę przejęłam od jednej z moich klientek). Spędzam go sama ze sobą, idę wtedy na masaż, do kina, do filharmonii lub na dłuższy spacer nad Wisłę. Gotuję sobie coś dobrego lub wyleguję w wannie. Cały dzień robię tylko rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, i na które mam ochotę.
Roztaczasz wokół siebie taką aurę spokoju. To wrodzony dar czy jakoś nad takim stanem pracujesz?
Raczej pracuję nad sobą. Jako dziecko byłam wulkanem energii, miałam szalone pomysły. W dorosłym życiu często popadałam w skrajne emocje, szybko żyłam, byłam niecierpliwa i gwałtowana. Bardzo pomogła mi psychoterapia, ćwiczę też jogę i wybrałam sobie spokojną pracę. Kiedy czuję, że się za bardzo nakręcam to od razu staram się wrócić do równowagi. Najwięcej spokoju daje mi zaufanie do wszechświata, że jestem jego częścią. Myślę, że jestem wielką szczęściarą!
Bardzo dziękuję za inspirującą rozmowę!
Maria Drabik, masażystka Lomi Lomi. WWW.mamsiebie.pl
Polecam też wywiad z kobietą, która opuściła świat polityki i korporacji, aby budować biznes i życie na własnych zasadach: Teraz bardziej sobie ufam!
A także historię o pięknej formie macierzyństwa, jaką jest adopcja: Macierzyństwo niejedno ma imię
Zdjęcie: Magda Magdalena Trebert
Podziel się!
6 Komentarzy17 Minuty
„Teraz dużo bardziej sobie ufam” Rozmowa o życiowych zmianach, trudnych wyborach, kobiecym biznesie i … podążaniu własną drogą
6 marca 2019
Agnieszka jest w szczególnym miejscu i czasie w swoim życiu. Wielu życiowych zmian dokonała po 40-tce. Małżeństwo, macierzyństwo, nowy pomysł na siebie, przeprowadzka do nowego miasta. Była pracownica korporacji, była minister w rządzie, teraz odkrywa też nową ścieżkę biznesu w Internecie.
Rozmawiamy właśnie o tych zmianach. Jak oswoić lęk przed nimi, jak zaufać swojej intuicji i gdzie szukać balansu, gdy przychodzą słabsze momenty. Ale także o tym, dlaczego czasem ten wymarzony facet pojawia się w naszym życiu późno i dlaczego fajnie jest kupić sobie różowe futro i nosić kolorowe sukienki :-)
Odejście z korporacji, przygoda z pracą dla najważniejszego polityka w kraju, założenie własnego biznesu, przeprowadzka do nowego miasta – to tylko część dużych zmian w twoim życiu. Co cię do nich skłaniało?
Kiedyś decydowałam się na zmiany w życiu zawodowym myśląc o tym, żeby było ciekawie, chciałam się rozwijać, więcej zarabiać czy podróżować. Teraz mam bardzo dużą determinację na szczęście i na radość życia. I to są te kryteria, które biorę pod uwagę myśląc o zmianie.. Regularnie zadaję sobie pytanie, gdzie jestem na osi szczęście i radość życia. Czy potrafię się śmiać. Czy ta praca, to na czym spędzam czas daje mi radość, czy mi zabiera duszę. A ponieważ głęboko wierzę, że mam ludzkie prawo, żeby żyć pełnią siebie, to nie ustaję w tych poszukiwaniach. Ten proces rozstawania się z dotychczasowym życiem, pracą, rolą, mieszkaniem, jest dla mnie za każdym razem bardzo trudny. Kiedyś potrzebowałam dużo więcej czasu, żeby oswoić się z nowym pomysłem. Teraz już bardziej ufam sobie. I ok, bardzo się boję i…o „Boże, Boże a co to będzie – a z czego będę żyła, jak będzie strasznie :-)” – tak wspaniale potrafię siebie straszyć. Ale już tam byłam i wiem, że po drugiej stronie nic złego się nie wydarzy, poradzę sobie, znajdę rozwiązanie, a może zmienię zdanie. Z reguły jest bardzo fajnie w tym nowym, innym miejscu. Więc ufam sobie i procesowi zmian, do których zaprasza mnie życie.
Co było w tych zmianach najtrudniejsze?
Na co dzień, radzenie sobie z lękiem, który towarzyszy przecież każdej życiowej rewolucji. Oswajanie go, szukanie w sobie konsekwencji i determinacji, żeby nie uciec, nie zmienić zdania, nie odpuścić. Dziś, kiedy patrzę na swoją historię i losy zawodowe, to myślę, że najtrudniejsze było odklejenie się od tego swojego wyobrażonego wizerunku. Pewnej wersji siebie samej, do jakiej się przyzwyczaiłam i z jaką przez lata żyłam. Danie sobie prawa do bycia sobą po prostu, bez żadnych korekt, interpretacji. A nie tylko pani z Warszawy, z prestiżowej firmy konsultingowej, pani minister z rządu. Przecież wiedziałam, że życie ma dużo więcej do zaoferowania, a ja sama dużo więcej do przeżycia. To odklejenie się od siebie z tej wizji, od tego, jacy byliśmy w poprzednim życiu jest bardzo trudne, ale uwalniające.
A teraz kolejna rewolucja – nowe miejsce zamieszkania..
Przeprowadziliśmy się do Sopotu ponad rok temu. Przyjechaliśmy w grudniu 2017 na 3 miesiące. Wiedziałam, że nie chcę zimą żyć z dziećmi w warszawskim smogu. Oboje mamy teraz zdalną prace, więc taki wyjazd był możliwy. Cały czas był plan, że wrócimy do Warszawy, już zorganizowaliśmy przedszkole, ale przyszedł marzec i zdecydowaliśmy, że zostaniemy do majówki. Minęły kolejne 3 tygodnie i stwierdziliśmy, że jesteśmy jak z tej legendy o rybaku i tym panu, co mu radzi, żeby te łódki budował, żeby mieć później więcej czasu. To znaczy, my mamy teraz takie życie, o jakim marzyliśmy, mieszkamy nad morzem, mamy trochę czasu dla siebie, chodzimy z psem na plażę, itd. I że mamy pomysł, że wrócimy do Warszawy po to, żeby zarabiać pieniądze, żeby kiedyś wróci tutaj i mieć to życie, które już mamy. Stwierdziliśmy więc, że zostaniemy. Właśnie w styczniu zameldowaliśmy się w Sopocie :-). Ta zmiana też nie była i nie jest łatwa. Od nowa trzeba zorganizować codzienność, znaleźć godnego zaufania lekarza, szewca, warzywniak, oswoić nowe miejsca, zbudować przyjaźnie. To trwa, czasem frustruje, czasem tęsknię za warszawskimi kątami, ale wiem, że warto. Trójmiasto jest wspaniałym miejscem do życia.
To nie był tylko wywiad, ale też dużo śmiechu i przede wszystkim rozmowa dwóch dojrzałych kobiet. I żeby nie było, że tylko zdrowe soki nam towarzyszyły ;-)
Wyszłaś za mąż i urodziłaś dzieci jako dojrzała kobieta…
Jestem mamą dwóch córeczek – bliźniaczek. Mają teraz prawie 4 lata. Spotkaliśmy się z Łukaszem, jak ja już byłam po czterdziestce i pogodzona, że nie będę mamą. Dosyć szybko doszliśmy do porozumienia, że oboje chcemy być rodzicami, że będziemy próbować. I bardzo się cieszymy, że nimi jesteśmy. Tak, zmieniło mnie to doświadczenie na tysiąc sposobów. Przykłady? Zawsze bardzo dużo podróżowałam. Zaskoczyło mnie, że chociaż to lubię i bardzo za tym tęsknię, to nie bardzo chcę i mogę podróżować z mężem bez dzieci, bo bardzo ciężko jest mi je zostawić na dłużej. No nie jestem w stanie… jeszcze . Macierzyństwo pokazało mi nieprawdopodobnie nowy wymiar takiego głębokiego, autentycznego otwarcia na drugiego, małego człowieka, miłości i oddania o których nie wiedziałam, że istnieją. A jednocześnie codziennie daje mi szansę mierzyć się z frustracją, bezradnością, irytacją, złością i całym zestawem pięknych i trudnych emocji. Coś pięknego i bardzo żywego jest w tym doświadczaniu siebie jako matki.
Jestem fanką Twojego powiedzenia – biznes to przygoda. Dlaczego tak myślisz?
Zajmowałam się PR, komunikacją, mediami wiele lat, a teraz jestem przedsiębiorcą internetowym. 3 lata temu założyłam firmę – ODDECH TO ŻYCIE. Zajmuję się smogiem. Mamy najlepsze oczyszczacze na rynku, dystrybuujemy wiele marek mierników jakości powietrza, masek. Jestem dumna z siebie, bo wymyśliłam to, jak jeszcze w Polsce o smogu niewielu słyszało. Byłam pionierką na rynku, a Oddech To Życie cały czas bardzo dynamicznie się rozwija. Jestem dumna z siebie, że zauważyłam ten trend i sama ten biznes stworzyłam. Kieruję się zasadą, że lepiej robić, co możliwe, a potem poprawiać, zmieniać, udoskonalać, niż cyzelować w nieskończoność teoretyczne projekty. Poszłam na kurs o sklepach internetowych, kupiłam regulamin sklepu, znalazłam sensowne wsparcie informatyczne i po prostu zaczęłam. Nauczyłam się przez ten czas bardzo dużo na temat marketingu internetowego, sprzedaży w Internecie, mediów społecznościowych, no i przede wszystkim samego powietrza, nie mówiąc już o technicznych aspektach jego oczyszczania, rodzajach zanieczyszczeń, filtrów. Po roku wiedziałam już więcej, musiałam zrobić nową stronę, zmienić system księgowy, providera płatności, do dzisiaj wciąż coś poprawiam, ulepszam, eksperymentuję, testuję nowe produkty, aktualizuję ofertę. W sezonie pracuje ze mną zespół 5 osób. Marzył mi się prosty biznes bez zbytnich komplikacji, bez bicia piany i to jest to.
To brzmi jak sielanka, a ja myślę że to jest jednak ciężka praca, pot i łzy po drodze, żeby dojść do takiego etapu jak ty i powiedzieć… to jest taki prosty biznes..
Ja się nie skupiam na porażkach. Zakładam, że to jest normalne, że jak chcesz coś postawić, to trzeba włożyć jakiś wysiłek. Ani mnie to nie dziwi, ani nie frustruje jakoś specjalnie. Mnie po prostu cieszy poznawanie nowych rzeczy. To mnie kręci, że ja się czegoś nowego dowiaduję o świecie. Biznes to dla mnie przygoda. Nie robię codziennie tego samego i to jest super. No i prowadzenie swojej firmy daje mi ogromne poczucie wolności. Oddech to biznes sezonowy i szukając pomysłu na coś, co będę robić latem, trochę na fali mody na vintage zainteresowałam się tematem tornistrów vintage, takimi jak były w latach 80-tych, z takimi klamerkami. Okazało się, że nie ma w Polsce tornistrów premium. Postanowiłam wypełnić tę lukę, prowadzę teraz portal i sklep MÓJ TORNISTER. To są tornistry z Belgii, Holandii, z Francji, Wielkiej Brytanii. Sprowadzam i sprzedaję je w Polsce. Niby podobny projekt, sprzedaż w Internecie, ale to jest rynek „fashion” – jak odkryłam – rządzący się nieco innymi prawami. Uczę się go cały czas. Teraz pracuję nad angielską wersją tej strony i to jest mój plan na najbliższe miesiące.
Z dużą pasją zaangażowałam się także w myślenie o klimacie. Jestem nawróconym ekologiem. Współpracuję z fundacjami, które się zajmują tym tematem, na co dzień staram się żyć w duchu „less waste”.
Sopot okazał się (oczywiście!) przepięknym planem zdjęciowym. Plaża, deptak, molo, aż trudno było wybrać :-)
Najważniejsze mantry dojrzałej kobiety na dziś dla Ciebie
Obserwuj, nie oceniaj (też do siebie się to odnosi)
Zauważaj, czyli bądź obecna
Kontakt z drugim człowiekiem – wymaga czasu – i warto ten czas znaleźć
Pięknie wyglądasz, jak o siebie dbasz?
Polecam japoński masaż twarzy. To mocny zabieg, liftingująco – ujędrniający i robię to dość regularnie, raz na 2 tygodnie. Chodzę też na tajski masaż ciała.
Dieta nie bardzo. Ale 2 razy w roku (w marcu i listopadzie) robię oczyszczanie kaszą jaglaną. Nie wytrzymuję co prawda dłużej niż 2-3 dni, bo już nie mogę być dla siebie taka wymagająca, jak kiedyś. I zaczęłam brać suplementy. Jak nasze dzieci dużo chorowały jesienią, ja miałam problemy ze spaniem. Biorę teraz suplementy austriackiej firmy Ringana i to pomaga.
Postanowiłam też zapuścić włosy. Regularny fryzjer. Jak nie mam loka to się czuję, jakby moje życie było jakieś bardziej smutne. Loki dają mi energię, taki zastrzyk kobiecego animuszu.
U kosmetyczki delikatne kwasy, fale ultrafioletowe, ale nic co boli.
Kojarzysz mi się z dość wyrazistym stylem. Zawsze zazdrościłam Ci umiejętności noszenia kolorów i „ekstrawaganckich” ciuchów
Zawsze uważałam, że kobieco to kolorowo i obciśle :-). Teraz ciągle lubię kolorowo, ale dopuszczam też oversize i maxi. Wręcz się radykalizuję, jeśli chodzi o styl. W tym sensie, że już nawet nie musi wszystko do siebie pasować. Jak ja podziwiam Iris Apfel! Wybieram takie rzeczy, które każde oddzielnie jest piękne w swoich wzorach czy kolorach i nawet już nie robię wspólnej kompozycji. Lubię asymetrię, kupiłam sobie ostatnio dość wariackie różowe futro, coraz bardziej kocham pastele i w ogóle lubię ciekawe ubrania.
Miałyśmy podczas tego wywiadu ogromne szczęście. Miało padać – świeciło piękne słońce. Dużo zdjęć powstało w cudownej restauracji (i na tarasie) White Marlin (jaka synchroniczność z nazwą bloga!!). Magda Trebert – moja przyjaciółka i autorka sesji, zrobiła taką ilośc fotografii, że mógłby powstać album :-)
Porozmawiajmy o dojrzałych związkach :-)
Za mąż wyszłam po 40-stce. Kiedy już wiedziałam kogo i dlaczego szukam, w jakim związku chciałabym żyć. To małżeństwo, związek, w którym jestem mnie wzmacnia, gruntuje. Tak wspaniale jest czuć, że masz kogoś w swojej drużynie, po swojej stronie w tych wszystkich trudach codzienności.
Mamy z Łukaszem bardzo partnerską relację i w rodzicielstwie i w biznesie. My po prostu jesteśmy w tym związku i życiu razem. I ja to czuję na co dzień. Oczywiście to, że tak fajnie mi się żyje w związku dopiero teraz, jest też o mnie, o tym, że ja teraz dopiero jestem gotowa do tego, żeby się tak otworzyć, żeby być z kimś naprawdę, żeby nie udawać, żeby nie łapać tych póz wszystkich. Ale też to jest historia o fajnym mężczyźnie, którego spotykasz i którego doceniasz, i że nie przejmujesz się tymi rzeczami, które cię wnerwiają :-). Nie robisz już z tego halo. Może do tego trzeba dojrzałości i może trzeba szczęścia. Każde z nas odbyło swoją drogę do dorosłości, swoją porcję błędów, pracoholizmu, oszołomienia karierami. To już mamy za sobą. Spotkaliśmy się już po drugiej stronie, bez tych wszystkich dziwactw.
Jak się wyciszasz, relaksujesz, skąd czerpiesz siłę?
Z czasem metodą prób, eksperymentów, warsztatów, rozmów nauczyłam się co dla mnie działa. Po tym wszystkim wyszłam ze swoim zestawem – namaluję coś, potańczę, poćwiczę jogę, zapiszę się na warsztat, zadzwonię do przyjaciółki, przytulę się do męża – wiem, że to są rzeczy, które mnie wspierają. Chciałam też powiedzieć, że oprócz tego, że maluję, medytuję, chodzę z psem na spacery – bo to wszystko robię. To jednak przytulanie, dotykanie, w ogóle seks, mają moc terapeutyczną. I z tej wiedzy wciąż, na nowo i jak najczęściej staram się korzystać ;)
Tak – podłączę się. Jako dorosłe kobiety, które zbliżają się do 50-tki, mówimy, że seks jest ważny :-). Polecamy, oraz że kochajmy się!
Dziękuję za rozmowę!
To było niezwykle inspirujące spotkanie. Ale też duża dawka kobiecej, radosnej energii :-)
Agnieszka Liszka- Dobrowolska, (1973) dr socjologii, przez wiele lat zajmowała się PR i komunikacją w firmach konsultingowych KPMG i McKinsey, doradza w budowaniu strategii komunikacyjnych, była rzeczniczką pierwszego rządu Donalda Tuska, jest jedną z inicjatorek powstania magazynu Pismo, prowadzi swoją firmę. Z pasją zajmuje się jakością powietrza, klimatem. W porywach ćwiczy jogę, stara się medytować. Mama bliźniaczek. Mieszka od roku w Sopocie i jest fanką Trójmiasta.
Podziel się!
0 Komentarzy19 Minuty
NEWSLETTER
Potrzebujesz inspiracji? Zamów newsletter.
Dziękuję!
Zajrzyj do swojej skrzynki pocztowej, aby potwierdzić zapis.